Czytałem wszystkie poniżesz wypowiedzi i - jak zwykle - nikt nie zadał sobie trudu oceny filmu (poza ogólnikiem - podobał, nie podobał). Oczywiście redaktorzy też odpuścili z recenzjami, bo tu nie ma tysięcy wejść jak przy... zresztą - bez tytułów. Poza tym - co tu napisać, żeby nie podpaść.
To, że ten film zdobył nagrodę w Karlovych Varach i że większość krytyków emocjonuje się tym pozbawionym emocji obrazem, dziwi mnie niepomiernie. Poruszone tu problemy są jak wielokrotnie odgrzewane frytki. Dla mnie lepsze w tej materii są np. "Lalka" Bolesława Prusa czy "Paciorki jednego różańca" Kutza. Izraelski film jest anachroniczny, bo dotyczy problemów XIX-wiecznych - przegrywających walkę z nowoczesnością rzemieślników. Któż dzisiaj płacze nad dolą szewców? Oczywiście, jest to materiał na film, ale nie na taki film. Postaci są tu ledwie nakreślone a następnie zostawione samym sobie. Problemy rodzinne i ogólniej społeczne to czarno-biały świat ludzi o artystycznych duszach (Antom, Hava) oraz materialistycznych sercach (mąż Havy, bankowcy). Sam główny bohater to trochę taka dupa wołowa, może i dobrze zagrana rzez Gabaiego, ale - że sobie rymnę - co z tego. Klimacik jak z prozy I. B. Singera, niedorobione wątki sugerujące jakąś tam tajemniczość, klasycyzująca muzyka i jedno z pierwszych zdań, gdy mowa o nieboszczyku jako polskim złodzieju wystarczają mi do ocenienia tego filmu na mocne 4.