Bohaterem tego krótkiego filmu jest Vincent. Francuz, ciągle wierzący, że odzyska swoją amerykańską eks. Ona co prawda ma już faceta, ale do Vinca nic nie dociera - łazi za kobietą i się naprzykrza. W końcu chyba sam Pan Bóg lituje się nad żałosnym żabojadem i zsyła mu atrakcyjną i sympatyczną Sofie. Naprawdę musiała zadziałać moc wyższa, bo Francuz piękny nie jest i łysieje. Na próżno, wszechmogący. Na próżno. Vincent dalej robi z siebie durnia przed byłą. Dołujące.
Ło matko, zajefajny film krotkometrażowy i ani pół komentarza o nim. Musiałam zobaczyć aby dowiedzieć się czy naprawde dobry. Dla potomnych: rewelacja!!! Utopia i mrzonki o miłości nieosiągalnej, nieszczęśliwość z powodu braku tejże milości podczas gdy ta jest tuż obok lecz niewidzialna przez bohatera, a w końcowej scenie tak samo natarczywa i zaborcza jak milość bohatera do utopii. Trzeba zobaczyć! Polecam