Zabrakło jakiejś "kropki nad i", jakiegoś głębszego sensu całego tego fabularnego zawiązania. Powód prześladowania Florence wydał mi się tak banalny i bzdurny, że cały film czekałam na rozwinięcie tej intrygi. Byłam pewna, że końcówka zaskoczy nas tajemnicą, dlaczego właściwie Violet tak bardzo chce przejąć dom. Ale się nie doczekałam. Motywacja pozostałych bohaterów do gnębienia pani księgarz też wydała mi się mocno naciągana. Może można to podciągnąć pod rzecz o banalności zła, ale... jakoś mnie to nie przekonuje. Cały ten plot można było lepiej i wiarygodniej rozpisać, co byłoby dużą korzyścią dla filmu.
A zupełnie z innej beczki: jak dramatycznie zły był w tym filmie make-up! Wszystkim świeciły się twarze! Wiem że to drobiazg, ale irytował mnie przez cały seans :P
ale to dokładnie o to chodzi - o błahość powodu, który nakręcił tę spiralę. bogata kobieta, która ma w garści całe miasteczko ma swój plan na rzeczywistość i nikt nie ma prawa jej się przeciwstawić. robi to, bo może, bo ma taki kaprys. a pozostali bohaterowie po prostu robią to, co im się każe...
Tak, powód nienawistnych działań Generałowej wydaje się mało zrozumiały. Ta słabość scenariusza to podstawowa wada filmu. Ale piękne zdjęcia, krajobrazy, sielską angielska prowincja sprzed pół wieku.